Do Andory jeździ się głównie na zakupy lub na narty. I niekoniecznie jest ona idealnym miejscem na wakacje z dziećmi, ale będąc w okolicy, postanowiliśmy ją odwiedzić. Tak, żeby na własne oczy przekonać się, jak tam jest.
Andora jest jednym z najmniejszych krajów w Europie i choć wcale nie należy do Unii Europejskiej, Euro jest powszechnie w użyciu. Goście przyjeżdżają tu głownie po towary objęte w Unii cłem i akcyzą.
My postanowiliśmy spędzić dzień w Andora de Ville, które jest największym miasteczkiem – stolicą. Najpierw zostaliśmy uprzedzeni o korkach, które zawsze tworzą się w dni handlowe, później o kontrolach celnych zdarzających sie nie tylko na granicy. Mieliśmy jednak na tyle szczęścia, że nie natknęliśmy się ani na jedno, ani na drugie. Nawet parking w centrum znaleźliśmy bez najmniejszego problemu.
Rzeczywiście główną atrakcją Andory jest deptak handlowy, który jest miejscem bardzo fajnym, ale tylko dla dorosłych. Dzieci nudziły się już po pierwszym kwadransie i o wiele więcej radości sprawiła im wizyta na zwykłym placu zabaw.
Na samym środku miasta znajduje sie przepiękny kompleks wodno-rekreacyjny. W dzień zimowy lub deszczowy, jest pewnie wielką atrakcją. Jednak nam szkoda było słońca i niebieskiego nieba.
Pod koniec spaceru dotarliśmy do Piazza Rotonda, która jest najstarszą częścią miasta. Znajduje się tam rzeźba Salvadora Dali z charakterystycznym zegarem. Może to być dobre miejsce dla podróżujących szlakiem słynnego Hiszpana, na przykład w drodze do jego rodzinego miasta Figueres, które jest oddalone o nie wiecej niż trzy godziny drogi na południe.
My po kilku pamiątkowych zdjęciach i całej masie wygłupów z aparatem i bez – ruszyliśmy w drogę powrotną.
Warto pamiętać, że Andora oferuje również wiele pięknych tras górskich po swoim terytorium, z których jednak tym razem nie udało nam się skorzystać. W Andorze był z nami Dziadek Zbyszek.